Pełnia. Wielki, blady księżyc
oświetla wyryte w skale oblicza wszystkich byłych Hokage wioski srebrzystym
blaskiem. Bracia znają te twarze. Widzieli je w dzieciństwie nie raz. Ludzie
wykuci w skale byli ich wzorami do naśladowania, pokazywali, że potęga i siła
nie muszą być tylko złe, że do umiejętności godnych pradawnym bogom można dojść
drogą dobra. Bracia pamiętają o tym do dziś. Tym ciężej przychodzi im spoglądać
na nie teraz. Być może nie byli po prostu na tyle mądrzy by zrozumieć kilka
spraw wcześniej, być może każdy z nich chciał osiągnąć moc na swój własny
sposób, może zwyczajnie brakowało im odwagi. Może zło jest ciekawsze i bardziej
pociągające, a przede wszystkim prostsze?
Konoha jest cicha. Dochodzi
pierwsza rano, nie śpi już tylko nocna straż wioski - specjalnie oddelegowany
odział ANBU, mający na celu wykrywanie potencjalnych zagrożeń i pilnowanie
spokoju w wiosce. Czasy w jakich przyszło im żyć były niespokojne. Madara
zginął, ale niedobitki jego armii wciąż obozują w okolicznych lasach. Złapanie
wszystkich wrogo nastawionych oddziałów będzie trwało miesiącami.
Ulice są puste. Itachi dobrze zna tą drogę, w
dzieciństwie to właśnie tędy chodził na codzienne treningi. Czasem wybierał się
na nie z najlepszym przyjacielem, Shisuim Uchiha. Itachi’emu naprawdę było
przykro, że musiał go zabić. Konoha, z całą swoją potęgą i siłą, z całym tym
brudem nagle wyciągniętym na światło dzienne przez Wielką Wojnę Shinobi jest dla Itachi’ego jednym wielkim
przypomnieniem o nagle tragicznie skończonej młodości. I – mimo to – jest d o m
e m.
Sasuke również zna to miejsce. Tą
drogą po raz pierwszy poszedł na misję. Drużyna 7. Przyjaciele. To chyba z nimi miałby te najlepsze
wspomnienia, gdyby bawił się w rozpamiętywanie przeszłości. Pragnął być
silniejszy od nich razem wziętych, uważał, że są żałośni. Pomagał im i chciał
by go podziwiali. Ignorował, nabijał się. I bronił.
Naruto Uzumaki, głupi, głośny,
szczery , dziecinny. I silny. Zawsze chodził w pomarańczowym dresie. Zawsze
zadawał trudne pytania. Kochał ramen. Wierzył w ludzi. Wierzył w niego. Naruto,
jego jedyny przyjaciel. Na zawsze.
Sasuke zostawił go, zanim ten odciągnąłby jego
uwagę od zemsty.
Sakura Haruno, dziewczę o włosach
koloru kwiatów wiśni i oczach zielonych jak wiosenna trawa. Roztrzepane to
było, słabe, z wdziękiem ślepego kociątka. Była bardzo ładna. Sakura, ta irytująco miła i łagodna Sakura. Lubił ją. I ona jego też.
Zostawił ją, zanim miała okazję stać się kimś więcej.
Kakashi Hatake, ich zamaskowany
mentor. Błądzący po drogach życia, wiecznie zaczytany. Spokojny. Był dla nich
jak starszy brat i ojciec w jednej osobie. Troszczył się o nich, ale nie
przytłaczał. Zawsze spóźniony. Odwieczny rywal Sensei Brewki.
Jego również zawiódł. Odszedł bez
słowa pożegnania.
Sasuke zrównuje krok z bratem. Są
już prawie na miejscu. Dzielnica klanu Uchiha już przed Wielką Wojną Shinobi
była zwyczajną ruiną. Teraz nie pozostał po niej nawet kamień na kamieniu. Krok
na przód. Ich Wielka Siedziba. Kupa gruzów obryzganych krwią, która już dawno
zdążyła okrzepnąć. Krew sprzed kilu miesięcy i sprzed kilkunastu lat…
Bracia w milczeniu przyglądają
się gruzom. Herb klanu Uchiha wyrzeźbiony w bloku kosztownego białego marmuru.
Kamień jest pęknięty, pobrudzony błotem
i krwią. Ten widok boli braci bardziej niż strata domu, niż śmierć przyjaciela
i niepewność jutra. Bardziej od widoku
ruiny świata, który znali i w którym przyszło im żyć.
Itachi wchodzi na gruzy. Ściąga
ciemny płaszcz i delikatnie wyciera nim herb swojego klanu. Nie przejmuje się
tym, że brudzi drogi płaszcz. Z błota można go odczyścić, do krwi się
przyzwyczaił. Starszy Uchiha odrywa oczy od herbu, patrzy na młodszego brata.
- Braciszku – Itachi mówi cicho,
spokojnie. Żadnych emocji. – Wylądowaliśmy na skurwiałym bruku.
Sasuke milczy. Bracia rozumieją
się bez słów.
Czas zacząć żyć przyszłością i
odbudować klan Uchiha.
- Czas
na sake! – Naruto trzasnął butelką w blat stołu wykonanego z wiśniowego drewna.
Mała część zawartości butelki z „napojem bogów” wylądowała na stole i
miseczkach z zakąskami, Sakura skrzywiła się. Takie cholerne marnotrawstwo. W nowym mieszkaniu nowej członkini
elity ANBU wszystko było jak spod igły. Tylko
przyjaciele starzy… - pomyślała
różowowłosa właścicielka
wiśniowego stoliczka.
-
Polewaj, Naruto – poprosiła, wyciągając swój kubeczek. Uzumaki zachichotał
radośnie. Już od kilku godzin strumień
sake nieprzerwanie lał się do nowych kubeczków Haruno, z butelki na butelkę
poprawiając nastrój młodym ninaja. A
właściwie młodemu szóstemu Hokage Wioski Liścia oraz głównodowodzącej oddziałów
medycznych ANBU i jednej z „ulubionych” doradców Uzumakiego. Wzywana do
najcięższych operacji, twórczyni nowych trucizn, kobieta o zabójczej sile. A to
wszystko jeszcze przed trzydziestką!
- Wiesz
Sakura-chan co jest najgorszego w byciu Hokage? – Sakura uprzejmie pokręciła
głową, że nie, nie wie i wychyliła następną kolejkę. Naruto żalił się więc w najlepsze. – Te cholerne
papierzyska. Zawsze myślałem, że po prostu będę przewodzić wiosce i dowodzić w
czasie wojny, a tym czasem okazuje się, że cała ta zabawa polega głównie na
czytaniu i wypełnianiu świstków. Mam wrażenie, że niektórzy z naszych jonninów nie pójdą do kibla bez późniejszego spisania oficjalnego raportu
uwzględniającego straty w papierze toaletowym! I to dokładnego raportu, Sakura- chan!
Haruno
parsknęła śmiechem. Doskonale pamiętała
wrzaski i wyzwiska Piątej, a następnie pełne rezygnacji „Sakura, chodźmy
się schlać” na widok rosnącej góry papierów na biurku. Konspiracyjnie nachyliła
się nad stołem i figlarnie uśmiechnęła do Uzumakiego.
- Ja do
najgorszej roboty zaganiam stażystów. Segregowanie kart choroby czy innego
cholerstwa to świetne zadanie dla naszych młodych, kreatywnych milusińskich.
No, i zawsze masz starszyznę.
Naruto
parsknął i z stojącej obok butelki sake miseczki wyjął kiszonego ogórka.
-
Starszyzna?! Sakura-chan, powiedz że żartujesz! Tym starym piernikom nie
powierzyłbym wiadra pomyj, nie mówiąc już o wypełnianiu jakichkolwiek raportów!
Te wielebne stare torby nie znalazłyby swojego tyłka bez dokładnie wyrysowanej
mapy i planu działania w punktach!
Sakura
przezornie się nie odzywając dolała jeszcze towarzyszowi „napoju bogów”. Znała
niechęć Naruto do Rady Konohy lepiej niż ktokolwiek inny. Wiedziała, że zaraz
po objęciu władzy młody Hokage zrobił czystki we wszystkich strukturach wioski.
Mieli więc nowych archiwistów, doradców, dowódców oddziałów ANBU czy ordynatora
szpitala. Naruto zastępował wszystkich przeciwników reform swoim ludźmi.
Wyjaśniało to też dlaczego młodziutka i jeszcze niedoświadczona różowowłosa
przyjaciółka Uzumakiego objęła dowództwo nad elitarną jednostką medyczną ANBU
zaraz po natychmiastowym zdaniu egzaminu na jonnina. Fakt, że była najlepszą
medic ninja na świecie miał co prawda znaczenie, jednak za starego systemu nigdy nie dostałaby nominacji w tak młodym wieku.
Nie miała jeszcze referencji i doświadczenia. Brakowało jej też – o zgrozo! -
odpowiedniej opinii u Rady Konohy.
-
Cholerna Rada! – pomstował dalej Uzumaki. – Ich też bym wymienił, ale powiedz
mi Sakura-chan, gdzie ja znajdę tyle nowych nadętych starych pryków tyle, że dla
odmiany mówiących coś z sensem!
Sakura
westchnęła. To akurat była prawda. Ci rachityczni staruszkowie tak mocno
trzymali się swoich stołków, że nawet przy połączonych siłach Hokage i
elitarnych jednostek specjalnych ANBU potrzeba było czegoś więcej by wykurzyć
ich ze stanowisk.
-
Poradzisz sobie… - Sakura nie miała co do tego wątpliwości. Jedyną czynnością z
jaką nie radził sobie czcigodny Hokage, podobnie zresztą jak i szanowna
przywódczyni ANBU było gotowanie. To, że oboje pozostawieni na pół godziny w
kuchni zostawiali za sobą dymiące pobojowisko było powszechnie znane i
stanowiło przedmiot żartów wszystkich obywateli Konohy. Szanowna medyczka
obierając ziemniaki potrafiła się bowiem poharatać gorzej niż na wojnie, no a
Hokage… cóż, Hokage potrafił przypalić wodę na herbatę.
A odkąd
po śmierci rodziców Haruno sprzedała dom i kupiła przytulne mieszkanko
naprzeciwko mieszkania Uzumakiego przyjaciele połączyli siły i wzajemnie
wspierali się w trudnej sztuce kucharzenia. Przynajmniej do czasu, aż sąsiadom zbrzydły
już odgłosy wybuchów i dym dolatujący z mieszkania Haruno. Wtedy też
przeprowadzono głosowanie w którym czterema głosami na tak (pani Kaganashi i
pani Sakoguchi jak zawsze musiały wstawić swoje trzy grosze w rozmowę młodych)
bez żadnych sprzeciwów ustalono, że od dziś młodzi ninaja zamawiają jedzenie do
domu, jedzą na mieście lub ewentualnie wstępują do którejś ze staruszek i
wyjadają pyszne babcine pierogi. Taki system zdobywania pożywienia przypadł do
gustu zarówno wielebnemu Hokage jak i szanownej medyczce i ograniczył wszelkie kuchenne próby samobójcze
do minimum (czytaj: odgrzewanie pierogów od pani Sakoguchi w mikrofalówce).
- To
twoje poradzisz sobie… Sakura-chan, mogłabyś mi pomóc od czasu do czasu! –
nachmurzył się Uzumaki.
-
Naruto, wiesz przecież że ja zawsze cię poprę w dyskusjach ze starszyzną, ale
mniemam że…
Naruto
nigdy nie dowiedział się co mniema Sakura. Przeszkodziło mu w tym kilka mocnych
uderzeń w dębowe drzwi do mieszkania Haruno.
-
Myślisz, że słyszeli jak nazywam ich starymi torbami? – spanikował Hokage. Myśl,
że może czcigodna Kino wraz z resztą starszyzny słyszała jak ją beztrosko
obsmarowują podziałała lepiej niż najlepsza nawet izba wytrzeźwień. Medyczka, z
przerażeniem w oczach, które nagle przybrały rozmiary spodeczków pokiwała
głową.
Naruto
jak zawsze w takich chwilach pomyślał przede wszystkim o tym jak ochronić
Sakurę. Bądź co bądź był zakochany, mimo, że ona nie miała pojęcia o jego
uczuciu. Mimo, że dla niej byli tylko przyjaciółmi. Po Wielkiej Wojnie
oboje bardzo zbliżyli się do siebie. Młody Hokage często z wyrzutami sumienia
zastanawiał się jak bardzo pomogły mu w tym śmierć rodziców Haruno i Piątej pod
sam koniec wojny. Nagle to on stał się najbliższą osobą dla coraz bardziej
zobojętniałej na wszystko Haruno. To on nakłaniał ją do zwierzeń i pocieszał,
dzięki niemu stanęła na nogi. Razem pili sake, bawili się i smucili. To Sakura
prowadziła Uzumakiego do dentysty i raz w tygodniu zaganiała go do sprzątania
jego szarego i obskurnego mieszkania. Właśnie z Haruno świętował swoją
nominację na Hokage (Uzumaki był pewien, że taka popijawa zostanie zapamiętana
do końca życia nawet jeśli nie przez niego – przez większość tamtej nocy był
lekko „nie w stanie” – to przez innych mieszkańców Konohy). Razem bronili się
przed widmami wojny nawiedzającymi ich nocami. Przez te kilka lat stali się
praktycznie nierozłączni ani razu nie przekraczając przy tym granic przyjaźni.
A przynajmniej nie fizycznie. I przynajmniej nie przez Sakurę.
- Nie
martw się Sakura-chan, ja to załatwię – wyjąkał Uzumaki z miną tak krzywą i
nieszczęśliwą, że mogła być tylko grymasem udawanej beztroski. Powoli wstał z
krzesła i posłał jej dziwny, koślawy uśmiech. To chyba miało mnie uspokoić – pomyślała Haruno.
- Nie
jestem już małą dziewczynką, Naruto – stwierdziła. Szybciej niż ktokolwiek
mógłby się spodziewać wychyliła jeszcze kieliszek sake i spokojnie się z
krzesła.
Drogę do
drzwi pokonali w milczeniu. Sakura przodem – była przecież panią tego
mieszkania – Naruto za nią wciąż jeszcze z połówką kiszonego ogórka w dłoni,
ubezpieczając tyły. Haruno zerknęła
przez wizjer i z zszokowaną miną otworzyła drzwi.
Nawet nie spojrzał – pomyślała wciąż jeszcze
starając się objąć umysłem fakt posiadania tak niezwykłych gości o drugiej nad
ranem w zwyczajną czwartkową noc. – Po
tylu cholernych latach, po tylu wylanych łzach… Nawet na mnie nie spojrzał!
Sasuke
Uchiha istotnie nie zaszczycił Haruno spojrzeniem. Zamiast tego uśmiechnął się
arogancko do Naruto.
- Cześć,
młotku.
Naruto
nie odezwał się. Sasuke wrócił. Tak
nagle. Akurat wtedy kiedy on i Sakura tak bardzo się do siebie zbliżyli,
kiedy zaczął mieć nadzieję, że może kiedyś… Kiszony ogórek wypadł z ręki
czcigodnego Hokage i głucho plasnął o podłogę przerywając niezręczną ciszę.
Hm. Bomba. Natchnęłaś mnie do powrócenia do bloga :3
OdpowiedzUsuń