sobota, 31 sierpnia 2013

Prolog



Pełnia. Wielki, blady księżyc oświetla wyryte w skale oblicza wszystkich byłych Hokage wioski srebrzystym blaskiem. Bracia znają te twarze. Widzieli je w dzieciństwie nie raz. Ludzie wykuci w skale byli ich wzorami do naśladowania, pokazywali, że potęga i siła nie muszą być tylko złe, że do umiejętności godnych pradawnym bogom można dojść drogą dobra. Bracia pamiętają o tym do dziś. Tym ciężej przychodzi im spoglądać na nie teraz. Być może nie byli po prostu na tyle mądrzy by zrozumieć kilka spraw wcześniej, być może każdy z nich chciał osiągnąć moc na swój własny sposób, może zwyczajnie brakowało im odwagi. Może zło jest ciekawsze i bardziej pociągające, a przede wszystkim prostsze?
Konoha jest cicha. Dochodzi pierwsza rano, nie śpi już tylko nocna straż wioski - specjalnie oddelegowany odział ANBU, mający na celu wykrywanie potencjalnych zagrożeń i pilnowanie spokoju w wiosce. Czasy w jakich przyszło im żyć były niespokojne. Madara zginął, ale niedobitki jego armii wciąż obozują w okolicznych lasach. Złapanie wszystkich wrogo nastawionych oddziałów będzie trwało miesiącami.
 Ulice są puste. Itachi dobrze zna tą drogę, w dzieciństwie to właśnie tędy chodził na codzienne treningi. Czasem wybierał się na nie z najlepszym przyjacielem, Shisuim Uchiha. Itachi’emu naprawdę było przykro, że musiał go zabić. Konoha, z całą swoją potęgą i siłą, z całym tym brudem nagle wyciągniętym na światło dzienne przez Wielką Wojnę Shinobi  jest dla Itachi’ego jednym wielkim przypomnieniem o nagle tragicznie skończonej młodości. I – mimo to – jest d o m e m.
Sasuke również zna to miejsce. Tą drogą po raz pierwszy poszedł na misję. Drużyna 7. Przyjaciele.  To chyba z nimi miałby te najlepsze wspomnienia, gdyby bawił się w rozpamiętywanie przeszłości. Pragnął być silniejszy od nich razem wziętych, uważał, że są żałośni. Pomagał im i chciał by go podziwiali. Ignorował, nabijał się. I bronił.
Naruto Uzumaki, głupi, głośny, szczery , dziecinny. I silny. Zawsze chodził w pomarańczowym dresie. Zawsze zadawał trudne pytania. Kochał ramen. Wierzył w ludzi. Wierzył w niego. Naruto, jego jedyny przyjaciel. Na zawsze.
 Sasuke zostawił go, zanim ten odciągnąłby jego uwagę od zemsty.
Sakura Haruno, dziewczę o włosach koloru kwiatów wiśni i oczach zielonych jak wiosenna trawa. Roztrzepane to było, słabe, z wdziękiem ślepego kociątka. Była bardzo ładna.  Sakura, ta irytująco miła i łagodna  Sakura. Lubił ją. I ona jego też.
Zostawił  ją, zanim miała okazję stać się kimś więcej.
Kakashi Hatake, ich zamaskowany mentor. Błądzący po drogach życia, wiecznie zaczytany. Spokojny. Był dla nich jak starszy brat i ojciec w jednej osobie. Troszczył się o nich, ale nie przytłaczał. Zawsze spóźniony. Odwieczny rywal Sensei Brewki.
Jego również zawiódł. Odszedł bez słowa pożegnania.
Sasuke zrównuje krok z bratem. Są już prawie na miejscu. Dzielnica klanu Uchiha już przed Wielką Wojną Shinobi była zwyczajną ruiną. Teraz nie pozostał po niej nawet kamień na kamieniu. Krok na przód. Ich Wielka Siedziba. Kupa gruzów obryzganych krwią, która już dawno zdążyła okrzepnąć. Krew sprzed kilu miesięcy i sprzed kilkunastu lat…
Bracia w milczeniu przyglądają się gruzom. Herb klanu Uchiha wyrzeźbiony w bloku kosztownego białego marmuru. Kamień jest pęknięty, pobrudzony  błotem i krwią. Ten widok boli braci bardziej niż strata domu, niż śmierć przyjaciela i niepewność  jutra. Bardziej od widoku ruiny świata, który znali i w którym przyszło im żyć.
Itachi wchodzi na gruzy. Ściąga ciemny płaszcz i delikatnie wyciera nim herb swojego klanu. Nie przejmuje się tym, że brudzi drogi płaszcz. Z błota można go odczyścić, do krwi się przyzwyczaił. Starszy Uchiha odrywa oczy od herbu, patrzy na młodszego brata.
- Braciszku – Itachi mówi cicho, spokojnie. Żadnych emocji. – Wylądowaliśmy na skurwiałym bruku.
Sasuke milczy. Bracia rozumieją się bez słów.
Czas zacząć żyć przyszłością i odbudować klan Uchiha.
     

- Czas na sake! – Naruto trzasnął butelką w blat stołu wykonanego z wiśniowego drewna. Mała część zawartości butelki z „napojem bogów” wylądowała na stole i miseczkach z zakąskami, Sakura skrzywiła się. Takie cholerne marnotrawstwo. W nowym mieszkaniu nowej członkini elity ANBU wszystko było jak spod igły. Tylko przyjaciele starzy… - pomyślała  różowowłosa  właścicielka wiśniowego stoliczka.
- Polewaj, Naruto – poprosiła, wyciągając swój kubeczek. Uzumaki zachichotał radośnie.  Już od kilku godzin strumień sake nieprzerwanie lał się do nowych kubeczków Haruno, z butelki na butelkę poprawiając  nastrój młodym ninaja. A właściwie młodemu szóstemu Hokage Wioski Liścia oraz głównodowodzącej oddziałów medycznych ANBU i jednej z „ulubionych” doradców Uzumakiego. Wzywana do najcięższych operacji, twórczyni nowych trucizn, kobieta o zabójczej sile. A to wszystko jeszcze przed trzydziestką!
- Wiesz Sakura-chan co jest najgorszego w byciu Hokage? – Sakura uprzejmie pokręciła głową, że nie, nie wie i wychyliła następną kolejkę. Naruto  żalił się więc w najlepsze. – Te cholerne papierzyska. Zawsze myślałem, że po prostu będę przewodzić wiosce i dowodzić w czasie wojny, a tym czasem okazuje się, że cała ta zabawa polega głównie na czytaniu i wypełnianiu świstków. Mam wrażenie, że niektórzy z naszych jonninów nie pójdą do kibla bez późniejszego spisania oficjalnego raportu uwzględniającego straty w papierze toaletowym! I to dokładnego  raportu, Sakura- chan!
Haruno parsknęła śmiechem. Doskonale pamiętała  wrzaski i wyzwiska Piątej, a następnie pełne rezygnacji „Sakura, chodźmy się schlać” na widok rosnącej góry papierów na biurku. Konspiracyjnie nachyliła się nad stołem i figlarnie uśmiechnęła do Uzumakiego.
- Ja do najgorszej roboty zaganiam stażystów. Segregowanie kart choroby czy innego cholerstwa to świetne zadanie dla naszych młodych, kreatywnych milusińskich. No, i zawsze masz starszyznę.
Naruto parsknął i z stojącej obok butelki sake miseczki wyjął kiszonego ogórka.
- Starszyzna?! Sakura-chan, powiedz że żartujesz! Tym starym piernikom nie powierzyłbym wiadra pomyj, nie mówiąc już o wypełnianiu jakichkolwiek raportów! Te wielebne stare torby nie znalazłyby swojego tyłka bez dokładnie wyrysowanej mapy i planu działania w punktach!
Sakura przezornie się nie odzywając dolała jeszcze towarzyszowi „napoju bogów”. Znała niechęć Naruto do Rady Konohy lepiej niż ktokolwiek inny. Wiedziała, że zaraz po objęciu władzy młody Hokage zrobił czystki we wszystkich strukturach wioski. Mieli więc nowych archiwistów, doradców, dowódców oddziałów ANBU czy ordynatora szpitala. Naruto zastępował wszystkich przeciwników reform swoim ludźmi. Wyjaśniało to też dlaczego młodziutka i jeszcze niedoświadczona różowowłosa przyjaciółka Uzumakiego objęła dowództwo nad elitarną jednostką medyczną ANBU zaraz po natychmiastowym zdaniu egzaminu na jonnina. Fakt, że była najlepszą medic ninja na świecie miał co prawda znaczenie, jednak za starego systemu nigdy nie dostałaby nominacji w tak młodym wieku. Nie miała jeszcze referencji i doświadczenia. Brakowało jej też – o zgrozo! - odpowiedniej opinii u Rady Konohy.
- Cholerna Rada! – pomstował dalej Uzumaki. – Ich też bym wymienił, ale powiedz mi Sakura-chan, gdzie ja znajdę tyle nowych nadętych starych pryków tyle, że dla odmiany mówiących coś z sensem!
Sakura westchnęła. To akurat była prawda. Ci rachityczni staruszkowie tak mocno trzymali się swoich stołków, że nawet przy połączonych siłach Hokage i elitarnych jednostek specjalnych ANBU potrzeba było czegoś więcej by wykurzyć ich ze stanowisk.
- Poradzisz sobie… - Sakura nie miała co do tego wątpliwości. Jedyną czynnością z jaką nie radził sobie czcigodny Hokage, podobnie zresztą jak i szanowna przywódczyni ANBU było gotowanie. To, że oboje pozostawieni na pół godziny w kuchni zostawiali za sobą dymiące pobojowisko było powszechnie znane i stanowiło przedmiot żartów wszystkich obywateli Konohy. Szanowna medyczka obierając ziemniaki potrafiła się bowiem poharatać gorzej niż na wojnie, no a Hokage… cóż, Hokage potrafił przypalić wodę na herbatę.
A odkąd po śmierci rodziców Haruno sprzedała dom i kupiła przytulne mieszkanko naprzeciwko mieszkania Uzumakiego przyjaciele połączyli siły i wzajemnie wspierali się w trudnej sztuce kucharzenia. Przynajmniej do czasu, aż sąsiadom zbrzydły już odgłosy wybuchów i dym dolatujący z mieszkania Haruno. Wtedy też przeprowadzono głosowanie w którym czterema głosami na tak (pani Kaganashi i pani Sakoguchi jak zawsze musiały wstawić swoje trzy grosze w rozmowę młodych) bez żadnych sprzeciwów ustalono, że od dziś młodzi ninaja zamawiają jedzenie do domu, jedzą na mieście lub ewentualnie wstępują do którejś ze staruszek i wyjadają pyszne babcine pierogi. Taki system zdobywania pożywienia przypadł do gustu zarówno wielebnemu Hokage jak i szanownej medyczce  i ograniczył wszelkie kuchenne próby samobójcze do minimum (czytaj: odgrzewanie pierogów od pani Sakoguchi w mikrofalówce).
- To twoje poradzisz sobie… Sakura-chan, mogłabyś mi pomóc od czasu do czasu! – nachmurzył się Uzumaki.
- Naruto, wiesz przecież że ja zawsze cię poprę w dyskusjach ze starszyzną, ale mniemam że…
Naruto nigdy nie dowiedział się co mniema Sakura. Przeszkodziło mu w tym kilka mocnych uderzeń w dębowe drzwi do mieszkania Haruno.
- Myślisz, że słyszeli jak nazywam ich starymi torbami? – spanikował Hokage. Myśl, że może czcigodna Kino wraz z resztą starszyzny słyszała jak ją beztrosko obsmarowują podziałała lepiej niż najlepsza nawet izba wytrzeźwień. Medyczka, z przerażeniem w oczach, które nagle przybrały rozmiary spodeczków pokiwała głową.
Naruto jak zawsze w takich chwilach pomyślał przede wszystkim o tym jak ochronić Sakurę. Bądź co bądź był zakochany, mimo, że ona nie miała pojęcia o jego uczuciu. Mimo, że dla niej byli tylko przyjaciółmi. Po Wielkiej Wojnie oboje bardzo zbliżyli się do siebie. Młody Hokage często z wyrzutami sumienia zastanawiał się jak bardzo pomogły mu w tym śmierć rodziców Haruno i Piątej pod sam koniec wojny. Nagle to on stał się najbliższą osobą dla coraz bardziej zobojętniałej na wszystko Haruno. To on nakłaniał ją do zwierzeń i pocieszał, dzięki niemu stanęła na nogi. Razem pili sake, bawili się i smucili. To Sakura prowadziła Uzumakiego do dentysty i raz w tygodniu zaganiała go do sprzątania jego szarego i obskurnego mieszkania. Właśnie z Haruno świętował swoją nominację na Hokage (Uzumaki był pewien, że taka popijawa zostanie zapamiętana do końca życia nawet jeśli nie przez niego – przez większość tamtej nocy był lekko „nie w stanie” – to przez innych mieszkańców Konohy). Razem bronili się przed widmami wojny nawiedzającymi ich nocami. Przez te kilka lat stali się praktycznie nierozłączni ani razu nie przekraczając przy tym granic przyjaźni. A przynajmniej nie fizycznie. I przynajmniej nie przez Sakurę.
- Nie martw się Sakura-chan, ja to załatwię – wyjąkał Uzumaki z miną tak krzywą i nieszczęśliwą, że mogła być tylko grymasem udawanej beztroski. Powoli wstał z krzesła i posłał jej dziwny, koślawy uśmiech. To chyba miało mnie uspokoić – pomyślała Haruno.
- Nie jestem już małą dziewczynką, Naruto – stwierdziła. Szybciej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać wychyliła jeszcze kieliszek sake i spokojnie się z krzesła.
Drogę do drzwi pokonali w milczeniu. Sakura przodem – była przecież panią tego mieszkania – Naruto za nią wciąż jeszcze z połówką kiszonego ogórka w dłoni, ubezpieczając tyły.  Haruno zerknęła przez wizjer i z zszokowaną miną otworzyła drzwi.
Nawet nie spojrzał – pomyślała wciąż jeszcze starając się objąć umysłem fakt posiadania tak niezwykłych gości o drugiej nad ranem w zwyczajną czwartkową noc. – Po tylu cholernych latach, po tylu wylanych łzach… Nawet na mnie nie spojrzał!
Sasuke Uchiha istotnie nie zaszczycił Haruno spojrzeniem. Zamiast tego uśmiechnął się arogancko  do Naruto.
- Cześć, młotku.
Naruto nie odezwał się. Sasuke wrócił. Tak nagle. Akurat wtedy kiedy on i Sakura tak bardzo się do siebie zbliżyli, kiedy zaczął mieć nadzieję, że może kiedyś… Kiszony ogórek wypadł z ręki czcigodnego Hokage i głucho plasnął o podłogę przerywając niezręczną ciszę.
     

Cześć! Oto prolog mojego nowego opowiadania, które Boże, przepraszam.  Dawno nie pisałam już notatki od autorki i trochę wyszłam z wprawy. Zupełnie nie wiem jak zacząć. Sporo czasu minęło odkąd ostatnio prowadziłam bloga, a i wtedy był on jeszcze średnio udany. W każdym razie mam nadzieję, że prolog (choć dość nudny, bo to przecie jeszcze koślawe początki) przypdał Wam do gustu. To znaczy o ile trafią się jacyś czytelnicy... :)

1 komentarz:

LAYOUT BY OKEYLA