piątek, 31 października 2014

Rozdział 7

Pół godziny później potężny wybuch wstrząsnął Konohą. Światła zgasły. Kilkadziesiąt osób chwyciło za broń, a krzyk z paruset gardeł rozciął nocne ciepłe powietrze. Sasuke złożył ręce do pieczęci ognia by nieco rozświetlić teren wokół siebie, skupił się maksymalnie, wziął głęboki wdech i wtedy zobaczył jak...  
...Mikoto Uchiha jaśnieje w mroku i zbliża się do niego. Ma ciemne, pełne miłości oczy i piękny uśmiech kochającej matki. Czarne włosy rozwiewa jej lekki ciepły wietrzyk, który doprowadza do jego nozdrzy zapach werbeny i lawendy tak kojarzący mu się z dzieciństwem. Spokojnie, mój synku - mówi kładąc zimną, kojącą dłoń na policzku. Sasuke czuje elektryzujący dreszcz, szczęście, niewysłowioną radość, ręka matki zjeżdża niżej, na serce, Sasuke wie, że matka słyszy jego nienaturalnie szybkie bicie, widzi w jej oczach radość, miłość i spokój ogarniają go, czuje...
... Ból w klatce piersiowej i rozbłysk światła przyszły jednocześnie, otrzeźwiając go. To Itachi -  pomyślał, patrząc na olbrzymią kulę ognia zawieszoną w powietrzu i odzianego w biały płaszcz trupa, który wciąż jeszcze ściskając kunai leżał na bruku w kałuży krwi.
- Nie dajcie im podejść! - zawył ktoś w ciemności - To iluzja, to wszystko jest iluzją!
Wrzask szybko przerodził się w  śmiertelne charczenie. To gen jutsu - uświadomił sobie. Ze zdziwieniem odkrył, że nikt nie ma przy sobie broni, że wszyscy na tej jeden jedyny dzień stracili czujność, że dzień jego urodzin będzie dniem największej rzezi mieszkańców Konohy od czasów wojny. Widział jak pijani, oszołomieni ninaja spokojnie czekają na śmierć odzianą w białe płaszcze. Białe postaci, chaos i krzyk, śmierć i zabawa, znajomy krzyk, piękna kobieta w kajdanach... I Suigetsu, stojący z nią pod ramię pośród tego wszystkiego i wyczekująco wpatrujący mu się w oczy. Sasuke zalała fala nienawiści.
- Wszystkiego najlepszego - odczytał Sasuke z ruchu jego warg nim białowłosy zostawił piękność i wbiegł w jeden z zaułków.
Sasuke popędził za nim. Przyjął wyzwanie.
____

Ciemność. Wrzask. Ból. Szkarłat i czerń.Uderzenie. Trup. Jasność. Sakura patrzy, lecz nie wierzy w to co widzi - tam gdzie jeszcze przed chwilą stały stoły zastawione jedzeniem są płonące drewniane stosy pełne żywności, tam gdzie przed chwilą stali ludzie widzi trupy. Ściska kielich z winem, ścianki naczynia niebezpiecznie się wyginają. Biała postać podrzyna gardło stojącej obok niej kobiecie. Sakura zna tę kobietę, leczyła u niej marskość wątroby. Patrzy jak pada na ziemię, jak jej krew wsiąka w ubity grunt. Już nigdy nie przyjdzie po leki - myśli bezsensownie. Bezradność. Bezmyśl i mrok. Mrok ogarniający duszę. Haruno widzi lecz nie wierzy w te szybko zmieniające się obrazy. Itachi przemieniający się z światłonoścy w demona śmierci. Naruto jak zawsze rzucający się w największy wir walki. Hinata biegnąca tuż za nim. Sasuke biegnący w jakiś wąski zaułek. Ludzie. Uciekający, walczący, ginący. Krew na bruku i dłoniach. Krzyk. Jej? Ból. Ich? Krew, krew, cały świat we krwi. Krew to życie. Kielich w jej dłoni pęka, szkło rani jej skórę, pojawia się krew. Strach. Determinacja. Wściekłość. Rzeź.
Sakura rusza do walki, zbiera chakrę do uderzenia. Widzi pytające spojrzenie Itachiego.
- Ci którzy umieją leczyć potrafią też zabijać - szepce, a może tylko krzyczy. Puste zielone oczy błyszczą złowrogo. 

 ___

Wystrzeliła z zaułka z gracją jakiej nie widział u żadnej kobiety, a jej dłonie niewidoczne pod niebieskimi rękawami kimona układały się w skomplikowane sekwencje ustawień, których nie znał. Z zainteresowaniem uświadomił sobie, że są to unikalne pieczęcie znane tylko kilku rodom z Kraju Wody. Sasuke zwykle nie pozwalał innym dokańczać własnych pojedynków. Dla kobiety w kosztownym choć nieco okrwawionym kimonie zrobił wyjątek.
Usłyszał okrzyk "Shi no genso jutsu!". Miała seksowny, milutki głos dziwki.
Nagle ze zdumieniem ujrzał jak czwórka mężczyzn w bieli staje w normalnych , wcale nie bitewnych pozach, ujrzał jak szlachcianka powoli wyciąga nóż z rękawa pięknego kimona i nieśpiesznie rozpoczyna podrzynać gardła. Każda z ofiar zdawała się czekać na nią, wręcz witać z uwielbieniem w otępionych oczach.Krew tryskała na bruk, ciała opadały na ziemię, a kobieta ani przez chwilę nie wykazała cienia emocji. Co to za moc? - zapytał się w duchu coraz bardziej zaintrygowany.
Zapadła pełna napięcia cisza. Ildico odwróciła się i z zadowoleniem przyjrzała się najmłodszemu członkowi klanu Uchiha. To dobry klan - uświadomiła sobie. Wtedy natknął się wzrokiem na jej oczy. Ciepłe, brązowe z miłymi, wesołymi iskierkami. Wpatrujące się w niego z zachwytem. Sasuke dawno nie widział zachwytu w oczach pięknej kobiety, jednak w przeszłości gdy takie spojrzenia śledziły każdy jego krok wypracował sobie odpowiedni rodzaj reakcji. Ma odpowiednią pozycję, jest młody i przystojny. Daje prestiż - pomyślała szlachcianka z Yuuen.
- Jak ich zabiłaś? - zapytał arogancko. Zrobił kilka kroków w jej stronę. I bliżej przyglądając się kobiecym kształtom wcale nie krytym dzięki sporemu dekoltowi dodał już bardziej miękko - kim jesteś?
Nie ma rodziców, którzy mogliby się do mnie wtrącać i jest ambitny - kalkulowała w myślach. Posłała mu pełne uwielbienia spojrzenie jednocześnie zauważając, że z wyczekującym i nieco gniewnym wyrazem twarzy chłopak wygląda cudownie. Dodała to w myślach do Listy Zalet Sasuke Uchihy.
- Nie ja ich zabiłam, panie - odparła cicho. - Sami to zrobili.To była tylko iluzja z którą tylko ktoś o silniejszym niż te ścierwa charakterze mógłby się zmierzyć.Wybrali śmierć.
Wnioski nasunęły się dwa: to ona miała ową zabójczą moc iluzji jednak co ciekawe wykorzystała ją przeciwko "swoim" zapewne w wyniku szybkiej zmiany stron. Nazwała go  też "panem", stało się więc jasnym, że jest szlachcianką z dobrego - być może jednego z najważniejszych - klanu ninaja.
Choć matka w dzieciństwie wpajała mu zasady etykiety panującej między klanami nigdy nie przywiązywał do tego wagi. Teraz jednak stała przed nim niczym bajkowa księżniczka, piękna i zabójcza kobieta, która najwyraźniej oczekiwała od niego jakiejkolwiek reakcji. Uśmiechnął się wobec tego z uznaniem.
- Ildico Takenori z Takenorich z Yuuen - przedstawiła się - Mistrzyni Iluzji z Kraju Wody, szlachetny panie.
Twoja przyszła żona - dodała w myślach.
- Sasuke Uchiha z Uchicha z Konohy, pani - odparł i z ironicznym uśmiechem podał jej dłoń - Zdrajca i morderca z Kraju Ognia.
Uśmiechnęła się i spojrzała na niego wyczekująco. Zrozumiał w czym rzecz.
Sasuke zwykle nie pozwalał innym kobietom wspierać się na swoim ramieniu. Jednak dla tej czarującej szlachcianki z krwią na kosztownym kimonie zrobił wyjątek.
Wyjątek, który odmienił jego życie.
____

 Rzucając się wir walki w histerycznym odruchu bezsensownego bohaterstwa Sakura zapomniała o jednym. Nie o tym, że będzie zabijać - na to była przygotowana. Nie o tym, że powinna leczyć pierwsze ofiary walki - zasady medyków były w tej sprawie jasne: Medyk, który osiągnął pieczęć Yin stawał się wojownikiem. Sakura zapomniała o krwi, o wszechogarniających strumieniach posoki lejących się z pociętych kunaiami ciał. Gdy pierwszy raz od kilu miesięcy bez narkotykowego odurzenia spojrzała na rozchlastanego na  drobne części człowieka i młodą dziewczynę leżącą w kałuży własnej krwi na bruku, zgięła się wpół i zwymiotowała. Torsje wstrząsające jej drobnym ciałem były tak silne, że musiała usiąść i choć spróbować drżącą dłonią wymacać zawsze obecną w jej życiu strzykawkę, tym razem umocowaną do podwiązki czarnych pończoch, które założyła na przyjęcie. Gdy później wspominała tę chwilę nie mogła wybaczyć sobie tej ogarniającej ją chęci wyłączenia sumienia i duszy kilkoma kroplami narkotyku, tej histerycznej radości na myśl o zapomnieniu, o rzuceniu się w wir walki, o uczuciu ekstazy, która towarzyszyła patrzeniu na śmierć wroga. Przede wszystkim jednak nie mogła sobie wybaczyć tego, że tak łatwo dała się podejść.
Kopnięcie i wyrwanie z jej strzykawki z podwiązki nastąpiło niemal jednocześnie. Brzuch ogarnął niemożliwy ból, w płucach zabrakło tchu i znów zwymiotowała na siebie jednak to utrata narkotyku zabolała ją bardziej. Było ich dwunastu. Każdy w białym płaszczu osłaniającym całe ciało.
- Zabić - poleciła  męskim głosem biała postać reszcie towarzyszy. Sakura nie czekała na kolanach aż spełnią rozkaz; podniosła się i z całym impetem swojej monstrualnej siły uderzyła zbliżającego się człowieka w pierś i brzuch. Zabiła, to zobaczyła od razu. Ilość krwi jaka nagle chlusnęła jej na twarz z ust świeżego nieboszczyka spowodowała niekontrolowane dreszcze na jej ciele, siłą wręcz powstrzymywała torsje. Spojrzała na dłoń w rękawiczce i wrzasnęła. Głosem przerażonego, zaszczutego zwierzęcia. Krew, krew, krew.
- Jaka delikatna... - zaśmiał się mężczyzna w bieli, którego w myślach nazwała Dwunastką, patrząc na jej reakcję. - Istna owieczka wśród stada wilków.
Dała odwróć swoją uwagę, kolejny błąd. Uderzenie w plecy posłało ją na ziemię tuż obok jej ofiary, kolejne, w klatkę piersiową pozbawiło tchu. Zabiją mnie tu - pomyślała spokojnie, patrząc na zbliżających się mężczyzn - Zarżną jak psa, a wcześniej zgwałcą . W tej ostatniej chwili chciała jedynie wytrzeć ręce. Umieranie z czystymi, niesplamionymi krwią dłońmi było jej marzeniem, które nigdy nie miało się spełnić. Zamiast  na białą pelerynę martwego prześladowcy natrafiła na kaburę z bronią co nieco pokrzyżowało jej plany. O kaburę nijak się wytrzeć. Sakura nie chciała mieć przecież okrwawionych dłoni umierając. Musiała więc wstać i ich zabić. Ta naiwna, pozbawiona sensu logika, która zwykle pojawia się w człowieku w chwilach największego zagrożenia obudziła w niej resztki instynktu przetrwania.  Niewiele myśląc oderwała kaburę i czekając, aż któraś z białych postaci schyli się chwyciła pierwszy z kunai. Nie czekała długo,  był mężczyzną niewiele starszym od niej, z brązowymi oczami i blond włosami pod białym kapturem. Poderżnęła mu gardło. Krew znów ją zalała. Jednak tym razem była na to przygotowana - tylko się skrzywiła.  Trzeciego, czwartego i piątego zabiła niemal jednocześnie - najpierw uderzeniem rozwaliła im grunt pod stopami, by później, gdy zmuszeni byli podskoczyć wystrzelać ich kunaiami jak kaczki. Szósty i Siódmy już się na to nie nabrali, z żalem musiała więc roztrzaskać im czaszki, jednocześnie unikając zaciekłych ataków Ósmego, Dziewiątego i Dziesiątego. Kilka kunai i uderzeń rzeczywiście ją trafiło. Krew tryskała teraz również z jej ran. Miała tego dość. Zabójstwo trójki ludzi przyszło jej bez problemu - używając maksymalnej kontroli chakry dokonała tego w minutę. Z Jedynstką było trochę gorzej - koleś opanował element ziemi, styl walki "drewnem" i dość sporo drzazg faktycznie utrudniło jej rozwalenie go. Sakura jednak opanowała - przynajmniej na tę chwilę - swój lęk przed krwią. Nic nie mogło jej powstrzymać. Ostatecznie element ziemi poległ w starciu z panią medyk, która nie zawahała się wyrwać mu serca z piersi. Gdy dotarła do Dwunastego była już nieźle zmachana, on jednak nie bronił się będąc widocznie załamanym tym co się stało z jego drużyną. Sakura widziała na wojnie wielu takich ludzi - zwykle ginęli od ciosu tępym nożem w żyły. Ciosu "własnoręcznego". Tego jednak, nie zamierzała zostawić samemu sobie. Nazwał ją owcą, to do czegoś zobowiązywało. Nie zareagował gdy chwyciła go i delikatnie podniosła.
 - Oto akt w którym...  za chwil kilka...- ręka Sakury powoli i zdecydowanie zacisnęła się na szyi człowieka - Owca... pożre... wilka.
Do uderzenia jakie nastąpiło po ostatnim słowie Haruno nie wzięła zamachu. Biała dłoń w czarnej rękawiczce pomknęła do twarzy wroga, powoli, jakby w zwolnionym tempie, wręcz pieszczotliwie. Nie ulegało wątpliwości, że to nadludzka siła medyczki roztrzaskała czaszkę ofiary niszcząc kości czołowe oraz ciemieniowe  i odrywając głowę od wstrząsanego jeszcze pośmiertnymi drgawkami ciepłego ciała.
Z niedowierzaniem i pewnym nawet łagodnym zdziwieniem puściła ścierwo, które wciąż jeszcze trzymała za rozszarpaną szyję. Powoli, uważając na każdy ruch drżącego jak w febrze ciała sięgnęła do kieszeni nieboszczyka i z ulgą niemal zwalającą ją z nóg sięgnęła po znajomą strzykawkę. Mgnienie oka później zawartość strzykawki znalazła się już w żyłach medyczki a kolejną chwilę zajęło jej dojście do siebie na tyle, by zauważyć iż w morzu ruin jest zupełnie sama, że odgłosy bitwy już jakby przycichają i oddalają się w stronę zachodniej bramy wioski i wreszcie - co dzięki błogosławionemu otępieniu narkotyku skonstatowała bez cienia strachu - że cała jest obluzgana posoką, błotem i jakże w tej sytuacji groteskowym rozmazanym makijażem. Roześmiała się lekko i dźwięcznie spoglądając na płonące wokół zgliszcza drewnianego kramu rybnego. Cóż, nigdy nie lubiła jeść owoców morza czy ryb... Potrząsnęła głową odganiając bitewną histerię, będącą spóźnioną reakcją na zbyt duży stres.
Powoli, obejrzała swoje ciało zimno kalkulując stosunek ran do ilości chakry. Po chwili zastanowienia wyrwała tylko z rany dość gruby drewniany palik by nie wdała się infekcja i lekko zasklepiając ranę skrzepem krwi spokojnie wyruszyła na poszukiwanie wśród ruin wrogów, których w amoku walki zapomniała dorżnąć oraz kunai, które bądź co bądź mogły wrócić do jej kabury uprzednio lekko otarte z kwi i ekskrementów. Kończąc to niezbyt wdzięczne zadanie szybkim truchtem ruszyła w stronę zachodniej bramy. Dopiero mijając zjawiskowo i malowniczo wyglądającą plamę krwi i resztek mózgu na ścianie zawalonego domostwa zdała sobie sprawę, że zużytą strzykawkę wciąż jeszcze trzyma w urękawiczonej dłoni jak ostatnią deskę ratunku. Bez zastanowienia cisnęła odpad medyczny w ogień lekko tlący się na belkach stropowych kramu. Na chwilę przystanęła w kraterze, który stworzyła jednym uderzeniem drobniutkiej pięści. Blask dogorywających domów powoli przygasał, mrok ogarniał świat. I gdy tak stoję w swojej Ciemnej Dolinie to zła się nie ulęknę... - pomyślała Sakura patrząc na trupy - ...bo dobro we mnie.. Gnije?
 Ruszyła przed siebie. Nim dotarła do zwalonej podczas bitwy bramy kilkakrotnie natykała się na mniejsze bo tylko  trzyosobowe grupki oddziałów wroga. Perhydrolium zabiło w niej  sumienie i litość. Wyżynała wszystkich bez mrugnięcia okiem.

***
Itachi zobaczył postać wyłaniającą się z tumanów kurzu i wszechogarniającej ciemności gdy siedząc obok całej chordy rozwrzeszczanych cywilów i kilku miernych ninaja ze smakiem pałaszował kilka wciąż jeszcze ciepłych kawałków urodzinowego ciasta Sasuke, które w pierwszych odruchu po wybuchu powszechnej paniki włożył do kieszeni by sięgnąć za broń. Krem co prawda obficie wsiąknął w jego czarne szaty nie mniej ciasto było jadalne i co najważniejsze na miejscu i ani myślał dzielić się nim z rozwrzeszczaną hołotą, która skupiła się przy nim oczekując bezpieczeństwa, ochrony i dowództwa. Nie miał pojęcia, gdzie podziewa się Sasuke, Naruto natomiast zniknął w olbrzymim budynku Rady wraz ze starszyzną co jakiś czas wysyłając stamtąd posłańca, biedne, nierozgarnięte chłopię, które z obłędem w durnowatych oczach rozpaczliwie poszukiwało Sakury.
Itachi przeciągnął się lekko i powoli, pewnie chwycił kunai by gdy tylko istota wybiegnie zza obłoków kurzu i zacznie stanowić namacalne zagrożenie dla rozwrzeszczanej hałastry skasować ją jednym, precyzyjnym rzutem. Rzucić już nie zdążył ponieważ ułamek sekundy później zobaczył jak ciało potencjalnego napastnika zostaje rozerwane, rozwalone wręcz na dwie chlustające krwią i wnętrznościami części, ujrzał, jak Konohańska medyczka w każdej z swoich pięknych białych rączek trzyma połówkę drżącego ciała i jak nonszalancko rzuca je na ziemię by spokojnie skierować się w jego stronę. Itoachi był zszokowany nie tyle nadludzką, monstrualną siłą młodego dziewczęcia o różowych włosach, nie samym aktem zabójstwa ale sposobem w jaki poradziła sobie z przeciwnikiem. Ona go nie zabiła tylko... rozwaliła - skonkludował z lekkim zdziwieniem. Postać Haruno znów zyskała w jego oczach, znów podbudowała już i tak sporą obsesję.
- Ścigałam tego chuja aż od rogatek - powiedziała na przywitanie jednocześnie zrzucając mokre od krwi rękawiczki.
- Rozumiem - Itachi uśmiechnął się nieładnie, jednak gdy oplótł ją spojrzeniem czarnych tęczówek niemal radosny grymas zamarł mu na ustach. Powiedzieć, że cała była we krwi to zbyt mało. Jej różowe włosy, tak piękne i delikatne jeszcze przed kilkoma godzinami teraz pokryte były warstwą błota, krwi i bliżej nieokreślonych substancji w których Itachi dopatrzył się  resztek wnętrzności, tak, że z trudem przychodziło określenie ich koloru. Cała jej postać była brudna i skalana posoką, cała postać poraniona i złamana zmęczeniem. Z wyjątkiem oczu. Oczy Sakury były puste i zupełnie bez wyrazu. Zadawały kłam wesołemu, groteskowemu uśmiechowi, zgarbionej, zmęczonej postawie i beztroskiemu zachowaniu medyczki. Były to oczy człowieka który przeżył piekło. Oczy narkomana.
Niemal wbrew sobie przekroczył te kilka dzielących ich kroków i objął ją. Czas i okalająca ich grupa wpatrujących się zaszokowanymi, bydlęcymi oczami cywilów przestały mieć znaczenie, gdy pierwszy raz w życiu objął ją ramionami i mocno przyciągnął do siebie. Czuł jej delikatność i drżenie, lepkość krwi na jej ubraniu i nikły zapach wiśni. Czuł jak jej ciało jakby tężeje i z niespotykaną delikatnością oddaje mu uścisk, małymi zakrwawionymi dłońmi lekko dotykając jego pleców. Czuł jak wtula głowę w jego pierś, jak łaknie jego ciepła, czuł jakie jej ciało jest miękkie i jak łatwo poddaje się jego dotykowi, czuł jak gwałtownie odsuwa się od niego.
- Zapominasz się, Itachi Uchiha - powiedziała obcym, martwym głosem nie patrząc mu w oczy. Dziecko, któregoś z cywilów wydało krzyk bólu, zewsząd odezwały się głosy poszkodowanych. To moi ludzie - pomyślała - jak tak łatwo mogłam o nich zapomnieć?
- Przy tobie, Sakuro Haruno? Ani przez chwilę. - Obdarzył ją zabójczym uśmiechem, na który lekko prychnęła, widać udobruchana. Widząc jednak, że czarowna chwila minęła rzucił jej torbę z medykamentami. Medyczka wkroczyła w tłum potrzebujących. Itachi wyjął z kieszeni kolejny kawałek ciasta i spokojnie zabrał się do jedzenia i obserwowania okolicy. Grupa kmiotków mało go obchodziła, jednak podświadomie wolał, by nikt nie przeszkadzał Sakurze, by odpoczęła, by mogli dokończyć to co dziś przed tą nic nie znaczącą grupą przerażonego bydła się zaczęło.

                                                                            ___
Oto jest. Nie do końca sprawdzony, nieidealny i nieco chaotyczny nowy rozdział. Mam nadzieję, że będziecie wyrozumiali i że z tej mojej pokręconej pisaniny coś wam się spodoba. Pozdrawiam :)

8 komentarzy:

  1. - Może być - powiedziała osoba, która nawet nie wie o co w tym wszystkim chodzi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tam nie widzę wielu błędów, może z jeden zauważyłam, ale to pewnie dlatego, że tak mnie zaabsorbowała treść!:P
    kurczę, pierwsze pytanie jakie mi się nasuwa po przeczytaniu to co się stało z Sasuke i co to za kobieta, ta z którą rozmawiał? Wszystko poplątałam czy rzeczywiście wychodzi na to, że Sasuke zamierza się do niej przyłączyć? Oj mam nadzieję, że nie oleje kolejny raz wioski i Sakury.
    Szkoda mi Sakury, dopiero co zakończyła sie wojna i znów trzeba walczyć. Mimo iż siłą dorównuje nie jednemu mężczyźnie, to psychicznie chyba kiepsko daje sobie z tym wszystkim radę. No ale na szczęście mamy Itachiego, który ukazuje swoją dobrą stronę.
    Akcja z ciastem mnie rozłożyła, no cóż... Itachi jak zwykle ma głowę na karku:D
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Prosto z mostu.
    Rozdział był bardzo dobry, świetne opisy i w ogóle, ale mi się nie podobał.
    Spokojnie, spokojnie.... to dlatego, że nienawidzę, nie cierpię, nie toleruję, nie przywykłam do krwi. Po prostu jak widzę w anime, albo czytam na blogach o krwi... to... źle mi sie robi. A jak byłam na pobieraniu krwi to było ok. Takie dziwne. Koniec tematu o krwi.
    Najśmieszniejsze... no może troche straszne jest to, że czytałam ten rozdział w nocy, a potem mama mówiła, że gadałam przez sen coś typu: ,,Dlaczego to tu idzie?'' ,,Co to? ''
    Jeszcze dziwniejsze...
    Ale jak juz mówiłam rozdział bardzo dobry. ^^
    Weny i pozdrawiam :)

    Ps. I cały komentarz zszedł na krew i moje gadanie przez sen -.-

    OdpowiedzUsuń
  4. Nareszcie ! <3 bardzo mi się podoba jak piszesz, oby tak dalej ! :) najlepiej jak najszybciej :3

    OdpowiedzUsuń
  5. W końcu go przeczytałam i jak zwykle jest pięknie. Uwielbiam sposób w jaki opisujesz sytuacje i przeżycia wewnętrzne bohaterów. Szkoda, że tak rzadko dodajesz rozdziały, no ale... jakie ja mam prawo się wypowiadać, skoro sama od roku nic nie napisałam ;)
    Pozdrawiam Cię cieplutko i życzę więcej szczęścia w pisaniu niż mi przypadło.
    Naomi.

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,
    droga autorko trafiłam tutaj już jakiś czas temu, ale nie wiele byłam w stanie przeczytać w tedy wszystkiego, ale teraz już wracam i postanowiłam czytać od początku bo mi bardzo się spodobało i mam nadzieję, że niebawem pojawi się kolejny rozdział...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  7. Cześć, kiedy następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń

LAYOUT BY OKEYLA