środa, 22 kwietnia 2015

Rozdział 8

Poranek jaki nastał po najkrwawszej od zakończenia wojny nocy był słoneczny i ciepły, wręcz groteskowo zadając kłam powszechnie panującym nastrojom. Szary dym z gruzów leniwie rozmywał się nad nieskazitelnie błękitnym niebem, zapach krwi i kwitnących kwiatów nieprzyjemnie mieszały się w powietrzu, doprowadzając ocalałych do szaleństwa.
Naruto przełknął gorzki łyk kawy, przetarł zmęczone oczy i odszedł od okna budynku Rady Konohy. Nadal nie miał sensownego raportu o stanie murów miejskich, ilości zabitych i ewentualnych szkodach. Nadal nie wiedział gdzie jest Sakura. Nie śpiąc i nie jedząc pracował po omacku najpierw organizując zwarte odziały patrolujące teren, umieszczając cywilów w bezpiecznych schronach, rannych w - dzięki bogom - ocalałym szpitalu. Wioska jednak była słaba. Jak mógł nie zadbać należycie o byt tysięcy ludzi? Jak mógł stworzyć tak doskonałą okazję do ataku? Czy organizacja urodzin dla przyjaciela była ważniejsza niż życie mieszkańców wioski? Głupi, dziecinny Naruto. Tępy jak stary kunai. Miał ochotę się uderzyć. Musi być twardszy, silniejszy, bardziej stanowczy. Tyle rzeczy musi w sobie zmienić. Tylu cech się pozbyć.Wiedział, że prawdziwa siła wymaga poświęcenia, że każda słabość ma swoją cenę. Ceną jego beztroski, rachunkiem za urodziny Sasuke Uchihy było życie wciąż jeszcze nieznanej liczny ofiar.
Kolejny łyk gorzkiej kawy. Chciałby się napić czegoś mocniejszego. Ale nie może. Nie chce być jeszcze większym słabeuszem.
Ciche skrzypnięcie dębowej podłogi i nikły zapach fiołków wyrwały go z zadumy. Hinata Hyuuga piękna jak wiosenny poranek, umyta i odświeżona, w swym białym stroju do walki umieściła na jego biurku tacę z kanapkami i sokiem pomarańczowym.
- Dzień dobry, Naruto-kun. Powinieneś coś zjeść. - wydukała nieśmiało nieodrywając jednak spojrzenia od jego zmęczonych oczu. Nie odezwał się. Kanapki i sok - pomyślał Naruto zaciskając ręce w pięści by nie rzucić jej tacą w twarz - tyle ludzi, którzy stracili dom, tyle ofiar, rannych, cierpiących. Miał jeść kiedy gdzieś jego ludzie, może w tej chwili umierali? Poczuł ciepłą, pachnącą i delikatną rękę na swoim ramieniu.
- To nie twoja wina, Naruto-kun - odezwała się cicho Hyuuga, gładząc go lekko po ramieniu. - Sytuacja już prawie opanowana, a niedługo na pewno znajdziemy sprawców.
Mówi do mnie jak do dziecka - pomyślał. Zalała go fala niewytłumaczalnej złości, frustracji. Miał ochotę ją uderzyć, zetrzeć z jej białej twarzy ten wyraz troski, odsunąć od siebie jej mdlące wsparcie. Tak, był niesprawiedliwy i jeszcze bardziej go to nakręcało, a zapach fiołków, którymi pachniały jej piękne, zadbane włosy doprowadzał go do szaleństwa. Kochała go a on nie potrafił tego docenić ani wykorzystać. Zastanawiał się przez moment czy właśnie to czuje przy nim Sakura, gdy wpatruje się w nią maślanym wzrokiem. Pomyślał o zapachu wiśni i bladej, pustej twarzy medyczki, jej ciepłym uśmiechu i dziwnie obojętnych oczach. Weź się w garść. Gwałtownie strzepnął z ramienia rękę Hyuugi.
- Odejdź - chrypnął, starając się nie patrzeć jej w oczy. Białe, smutne pełne miłości oczy. Wiedział, że ich wyraz zapamiętałby do końca życia. Odskoczyła od niego jakby ją uderzył i ruszyła do drzwi. Naruto znów wziął łyk gorzkiej, niedobrej kawy. Westchnął. Ostatnia chwila słabości.
- Hinata? - Zatrzymała się wpół kroku.
- Tak, Naruto-kun? - zapytała z nadzieją.
- Czy... czy są jakieś wieści o Sakurze Haruno?
Skurczyła się w sobie jak ktoś, kto dostaje cios pięścią w brzuch. Zaraz jednak wyprostowała się z godnością. Hinata Hyuuga miała swoją dumę.
- Nie hokage-sama - odparła cicho - nic mi o niej nie wiadomo.
 Odeszła.
***
Obudziły ją promienie słońca bezczelnie przezierające przez szczelinę między grubymi zasłonami z czerwonego aksamitu, które razem z Naruto zawieszali po pijaku pewnego pięknego zimowego wieczora.W innym życiu. Wspomnienia z dni minionych (szczęśliwych) i tych teraźniejszych (piekło) tworzyły w jej głowie groteskowy, zabójczy dla zdrowego rozsądku kalejdoskop zdarzeń, który w połączeniu z potwornym bólem głowy sprawiały, że jedyne czego pragnęła to po prostu zamknąć oczy uprzednio wstrzyknąwszy sobie w żyłę sporą dawkę jakiegoś w miarę działającego specyfiku.
- Obudziłaś się już. - Itachi jak zwykle nie bawił się w powitania.Chciała odpowiedzieć, odszczeknąć, zapytać co on tu właściwie robi, kazać mu spierdalać jednak zwyczajnie nie miała na to siły. - Zemdlałaś. - dodał odpowiadając na niezadane pytanie i bez skrępowania usiadł obok niej  i przykrył się burgundową kołdrą wygodnie rozciągając się na łóżku. Westchnęła ni to z oburzenia ni to z irytacji. Obrazki z bitwy wirowały jej przed oczami dziwnie odrealnione i przez to jeszcze bardziej niepokojące. Spojrzała na Itachiego; wyglądał zupełnie normalnie. Blada, pociągła twarz. Wąskie, wykrzywione w nieładnym uśmiechu usta. I wejrzenie diabła. Był przystojny, nie mogła temu zaprzeczyć, jednak daleko mu było do klasycznej urody Sasuke. Itachi miał węższą, bardziej szlachetną twarz, był też o wiele wyższy i mniej umięśniony od młodszego brata. I jego spojrzenie - pomyślała Sakura odwracając wzrok - jego spojrzenie też jest inne. Mroczniejsze.Pociągające. Złe.  Spojrzenie, które kpiąco prześlizgiwało się po jej bladej, zmęczonej twarzy na której ślady walki i makijażu pozostawiły brudne, brzydkie piętno.
 Podał jej papierosa, wygrzebanego zapewne z jej własnej szafki nocnej i gdy wzięła go do ust - cokolwiek niechętnie - z śmieszną w tej chwili kurtuazją przypalił. Zaciągnęła się w ciszy i zamknęła oczy. Lubiła cichą, nienachalną obecność Uchihy.
- Kiedy zemdlałaś już prawie świtało. Straciłaś za dużo chakry. Nie mogłem zostawić cię z tamtymi ludźmi w tym błocie i ruinach, więc zabrałem cię tutaj i zagroziłem, że jeżeli ktokolwiek zdradzi ANBU gdzie jesteś to oderżnę mu łeb. Najwyraźniej podziałało - dodał widząc jej zdziwione spojrzenie.
- Dlaczego?
Pytanie zawisło w powietrzu ciężkim od papierosowego dymu. Sama nie wiedząc dlaczego to robi lekko i boleśnie podniosła się na łóżku i oparła o niego by po chwili pozwolić żeby jego mocne, umięśnione ramię delikatnie i gwałtownie ją objęło. Poczuła zapach jego ciała, drogiej wody kolońskiej i potu. Itachi zesztywniał i napiął wszystkie mięśnie, zagryzł zęby i z niepasującą do niego delikatnością pogładził ją po ramieniu i plecach. Nie wiedział jak nazwać to szaleństwo jakie go ogarnęło przez tę małą, delikatną, zepsutą istotę. Teraz, w tej chwili nie była piękna. Jej blada twarz poznaczona sińcami i nie zmytym makijażem, jej białe, poharatane ręce, jej drżące, kruche ciało. Jej uśmiech, wesoły i obojętny. Jej oczy. Zielone i puste. Jej milczenie. Pożądanie? Szaleństwo? Obsesja? Co nie pozwalało mu zostawić jej tam, wśród rannych cywilów, w błocie i brudzie, co sprawiało, że był gotów zabić żeby tylko mogła odpocząć. Chciał być obok niej, z nią, chciał żyć. Chciał umrzeć razem z nią w długim bolesnym narkotykowym ciągu jeśli takie miałaby życzenie. Chciał ją zostawić, odejść, nie obrócić się ani razu i zapomnieć, że istniał kiedyś ktoś taki jak Sakara Haruno, o tak zielonych pustych oczach. Tak wiele chciał...
- Nie chcę żebyś umarła - powiedział tylko.
Mocniej oparła głowę na jego ramieniu i podała mu do połowy spalonego papierosa. Zaciągnął się i rozluźnił. Ze zdziwieniem odkrył, że jej obecność jest przyjemna. Oboje lubimy milczeć i torturować się wspomnieniami. Oboje jesteśmy zepsuci.
***
Letni poranek dwa dni po Północy Konohańskiej* - jak zwano na ulicach rzeź jakiej dokonały odziały nieuchwytnego Suigetsu kilkanaście minut po północy - był dusznym, parny i dziwnie cichy. Niebo, szczelnie skryte za grubymi, ciemno szarymi chmurami tylko w lekkim stopniu stanowiło odbicie nastrojów mieszkańców wioski powoli zbierających się na wielkim cmentarzu, przy starej kaplicy o lekko już zapadłym dachu.
Sakura przestąpiła z nogi na nogę. Jako jedna z najważniejszych osób w wiosce powinna stać obok Naruto odzianego w oficjalny strój hokage, Rady Konohy, teraz uszczuplonej o dwie osoby, i dowódców ANBU. Oni, elita wioski, stali na schodach kaplicy zwróceni twarzami do ludu, przed nimi na niewielkim placyku  sto osiemdziesiąt pięć ściśniętych na zbyt małym obszarze zbyt wiele nowych, prostych trumien, przed nimi, dalej na krańcach placyku niezliczona ilość milczących, posępnych ludzi, z wiązankami w rękach i niechęcią w oczach. Pamiętała chwilę, w której Naruto stwierdził, że na podwyższeniu nie ma miejsca dla żadnego Uchihy mimo, że byli teraz nominalnymi dowódcami jednostek ANBU. Klan Uchiha był po urodzinach Sasuke najbardziej znienawidzoną kastą w wiosce, stał niżej nawet niż przestępcy. Ludzie wiedzieli po kogo przyszła śmierć - argumentował Naruto - chcieli wypędzenia Uchihy z wioski, chcieli spokoju i zemsty. Uchiha jest niebezpieczny, mówili - relacjonował Naruto. To, że żadnego z nich nie zlinczowano należało tylko do zasług Sakury, która całym swoim autorytetem stanęła za braćmi. Uchiha zostali. Osoba, która namawiała do linczu utraciła kilka zębów, mały palec i chęci do tego projektu,  Sakura zaś utraciła miejsce w Radzie, ciepłą posadkę w ANBU i większość wpływów. Popełniła polityczne samobójstwo. Teraz, stojąc wśród cywili i zbierając niechętne spojrzenia odpowiadała tylko obojętnym, pustym wzrokiem. Czuła się wolna.
Widziała jak Uzumaki wzdycha przygnieciony nawałem obowiązków, widziała jak smutne były jego dobre, błękitne oczy.  Było jej go żal. Miał zadatki na dobrego człowieka, najwspanialszego wojownika w historii, ale rządzenie zabijało w nim radość życia i ideały. Jest zbyt dobrym człowiekiem by być dobrym władcą - pomyślała. Czuła na sobie jego pełen wyrzutu wzrok, ale nie zmieniła hardej postawy. Ostatecznie bracia Uchiha naprawdę nie są winni rzezi. Nawet jeśli Sasuke zachował się jak ostatni dupek i nie przyszedł na pogrzeb nikt to nie ma prawa go oskarżać - pomyślała. Pokazywanie się w rozżalonym niepowetowaną stratą tłumie było nierozsądnym pomysłem. Sasuke został więc w trybie natychmiastowym na "bardzo pilną i długą misję", natomiast Itachi... Cóż, Itachiego jak zwykle pozostawiono samego sobie - uświadomiła sobie Sakura. Teraz, stojąc obok niej nie wydawał się ani trochę przejęty nienawiścią jaka zionęła w jego stronę z oczu większości obywateli Konohy. Cywile nie interesowali go, bawiła go ich pogarda. Mimo, że wiele lat temu zabił by uniknąć większego zła, każda kolejna zbrodnia czyniła go coraz bardziej obojętnym, wypaczonym, nieludzkim. Gdzieś tam, kiedyś, dawno temu dokonała się w nim przemiana. Nie był już skrzywdzoną, złamaną zbiegiem okoliczności duszą. Ta świadoma obojętność na cierpienie innych, pewność siebie bijąca z czarnych jak obsydian oczu o twardym wyrazie była świadoma, zdawała się krzyczeć: Taki jestem, a jeżeli chcecie, żebym za to przepraszał, spróbujcie mnie do tego zmusić.
Zagrały żałobne piszczałki i flety**, powiał wiatr. Naruto wyszedł przed szereg dostojników by rozpocząć przemowę. Później Sakura wspominając tę przemowę pamiętała to jaki miał głos - z początku ochrypły od milczenia, coraz mocniejszy i donośniejszy w trakcie by na zakończenie lekko i niemal niedosłyszalnie załamać się od nadmiaru emocji - oraz o czym mówił - hokage wyczytywał poległych, by nadać im nowe, pośmiertne imiona**, mówił o wolności i wierze, miłości i poświęceniu, o śmierci, która "jest tylko przejściem", o ojczyźnie. Pamiętała wszystko z wyjątkiem słów. Były kłamliwe, sztuczne i niepotrzebne.
Patrząc na trumny z zaskoczeniem stwierdziła, że nic nie czuje. To tylko kolejne trupy, których krew plami nasze ręce. Tylko trochę więcej krwi... troszeczkę...  Widmo własnych okrwawionych rąk prześladowało Sakurę co noc teraz jednak była dziwnie spokojna. Czuła w dłoni zimną, suchą rękę Itachiego, jego żywotny, mocny uścisk. Żyję.
Kątem oka zobaczyła, że miejsce Naruto zajęła szanowna Kino. Dużo ofiar, dużo przemów... Zadął wiatr przynosząc ze sobą wilgotne powietrze, zapach kwiatów i pierwsze krople niszczące papierowe dekoracje trumien. Zadrżała, a Itachi otulił ją ramieniem.
- Podobno zło wygrywa kiedy dobrzy ludzie nic nie robią. -  wyszeptała. Zielone oczy zmierzyły go przeszywającym spojrzeniem. Wiatr wzmagał się przynosząc słodką woń kwiatów, wilgoć i stary głos Kino kończącej przemówienie; zatańczyły  różowe włosy.
- Ale to nie prawda, czyż nie? - odparł Itachi nie odrywając wzroku od trumien. - Zło triumfuje zawsze.
Zabił gong. Grupowy pogrzeb rozpoczął się.
Padał deszcz. Niebo płakało.
***
Oto jest. Nowy rozdział. Spóźniony o kilka miesięcy. Znów za krótki. (Przepraszam, przepraszam, przepraszam!)  Swoją drogą ciekawe czy ktoś tu zagląda :) Tak przy okazji to niezłą radochę mam przy czytaniu słów kluczy jakimi ludzie wyszukują bloga. Jest więc "Sakura wśród aniołów" "sakura ANBU dzida" oraz mój faworyt "bialy dziwek iluzja mozgu". Jakieś pomysły co autor mógł mieć na myśli? :)
* Północ Konohańska to takie moje perfidne nawiązanie to Nocy Świętego Bartłomieja i Nieszporów Sycylijskich :)
** flety i piszczałki na pogrzebie japońskim/buddyjskim/inna religia z okolic Japonii są moim czystym wymysłem i fikcją literacką.
*** pośmiertne imiona nadawane są w buddyzmie (uznałam że zlepek zwyczajów buddyjskich i moich wymysłów będzie odpowiednią religią dla takiego uniwersum) .Zwyczaj ten bierze się z przekonania, że zmarły może powrócić, kiedy wypowie się jego imię. Dzięki nadaniu nowego imienia, członkowie najbliższej rodziny mogą o nim mówić, używając jego „ziemskiego” imienia, bez obaw o to, że przybędzie do nich duch zmarłego.

9 komentarzy:

  1. Nareszcie�� długo każesz na sobie czekać :| ale rozdział niesamowity, czekam na następny ��

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawet nie skomentuje tej kilku miesięcznej przerwy, bo mi-jako pisarce amatorce po prostu bark słów. ;////
    Rodział za krótki i w sumie jakis smentny, ale ja lubie smentne rozdziały ostatnio.. jakos tak.
    Mhmm.. Czyżby zaczynało sie coś dziać pomiędzy Itachim a Sakurą? Może być ciekawie.
    Baka Naruto, :< baka sasuke ;<
    Wybacz błędy i długośc komentarza, ale juz późna godzina, a juro mam egzamin z angielskiego. c;
    Weny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpłynęłam na chwilkę, czytając ten rozdział. Nie spodziewaj się obszernej wypowiedzi, bo jedyne, co ciśnie mi się na usta to WSPANIALE. Ja się tak czuję i Twoje opowiadanie takie było. Wszystko mi się podobało. A najbardziej Sakura. Dziękuję, że tak ją wykreowałaś, bo w końcu mogę powiedzieć, że ją lubię. Itachiego uwielbiam oczywiście w każdej postaci...
    Natomiast Naruto, który jest dla mnie świetną osobą, tutaj raczej wychodzi na skończonego dupka. Nie podoba mi się sposób w jaki traktuje Hinatę i mam nadzieję, że karma do niego wróci.
    A tak poza tym, za całokształt należy Ci się celujący. Pozdrawiam gorąco :*
    Naomi

    OdpowiedzUsuń
  4. Zwykle trafiam na blogi " przeterminowane " przynajmniej rok. Kiedy skończyłam czytać Twoje opowiadanie (zaczęłam wczoraj wieczorem....) i spojrzałam na datę tejże notki rozpalił się we mnie mały promyk nadzieji, że jednak mimo tych kilku miesiecy pojawi się następny rozdział. Mam także cicha nadzieję, że to opowiadanie doczeka się swojego epilog. ....
    pozdrawiam
    akaTora

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy nowy rozdział?! Proszę o więcej!
    Mam nadzieję, że w niedługim czasie doczekamy się nowej notki o naszych ulubieńcach :-)
    Życzę weny oraz pozdrawiam:-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Halo, halo, ludzie nadal tu zaglądają i czekają na kolejny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I się doczekać nie mogą...

      To najlepsze ItaSaku jakie znalazłam w sieci!:-)

      Usuń
    2. Nowy rozdział już się pisze :) Dziękuję za motywację!

      Usuń
    3. DZIĘKUJĘ!!!

      Już usychałam z tęsknoty...

      Jeśli potrzebujesz jeszcze więcej motywacji, mów śmiało:-) Pomożemy!

      p.s. Napisałam szczerze. Twoje opowiadanie to najlepsze ItaSaku jakie znalazłam w sieci.

      Pozdrawiam:-)

      Usuń

LAYOUT BY OKEYLA