Kolejne dni po największym w historii powojennej Konohy
grupowym pogrzebie były dla Sakury ciągiem wrzaskliwych urywanych i nic
nieznaczących scen pełnych wszechogarniającego wioskę odoru spalenizny, krwi i
rozkładu przyjmowanych przez różowowłosą z całą obojętnością narkotycznego
zobojętnienia. To właśnie perhydrolium pomogło jej przetrwać szalone, pełne
zwątpienia i beznadziei noce w szpitalu, chłód i wyrzuty Naruto czy nawet
poczucie samotności. Po wstawiennictwie za braćmi Uchiha najlepsza medyczka świata
została zdegradowana do roli nic nie znaczącego personelu szpitalnego, tracąc
wpływ na życie wioski, własny oddział ANBU i najlepszego
przyjaciela w postaci hokage. Najwyraźniej jednak i tego było za mało by
wystarczająco ukarać ją za niesubordynację.
Sakura westchnęła i bacznie spojrzała w błękitne oczy
najwyższego urzędnika wioski, szukając śladu wahania czy sympatii. Dostrzegła
jedynie ból.
- Nie możesz tego zrobić - powiedziała cicho i
kategorycznie. - Nie masz prawa pozbawiać mnie możliwości wykonywania zawodu.
Nie z powodów politycznych.
- Mogę, Sakura. Broniąc Sasuke i Itachiego sama ukręciłaś
sobie sznur na szyję, a tamten pokiereszowany w ich obronie ninaja jest twoim
gwoździem do trumny. Kino żąda procesu, a klan Hyuuga
wysunięcia konsekwencji w związku z..
- To nie ich wina, Naruto - przerwała, patrząc w olbrzymie
okno za jego plecami. Błękitne niebo nie pasowało do nastrojów Konoszan.
Błękitne oczy Naruto nie pasowy do smutku czającego się w jego duszy.
- Przykro mi, Sakura. Ktoś musi za to zapłacić, a to wy
wyszliście przed szereg. Żądają dla was aresztu, Sakura. Sądu Wojskowego.
Twierdzą, że Uchiha nie mogą zostać na wolności, że byli w zmowie z Suigetsu.
Wysyłając Sasuke na długoterminową misję tylko odwlekłem problem w czasie...
jednak nie na długo. Nie mogę bronić was w nieskończoność. Dlatego jestem
zmuszony pozbawić was prawa do wykonywania zawodu, dzięki temu dostaniecie
lżejszy wymiar kary za...
- Niewinność? - wyszeptała, przenosząc pusty wzrok na twarz
hokage - poświęcisz nas?
- Nic na to nie poradzę, Sakura, ja... - przełknął ślinę i
odchrząknął - Ja muszę coś poświęcić. Na tym polega władza. Proszę o zwrot
twojej opaski, Sakuro Haruno.
Roześmiała się histerycznie wciąż jeszcze wierząc, że to
wszystko jest tylko głupim żartem idioty z którym uczyła się swoich pierwszych
jutsu. Wzrok hokage był jednak nieugięty. Drżącą dłonią sięgnęła ku włosom i
delikatnie ściągnęła ochraniacz z wyrytym symbolem Wioski Ukrytej w Liściach.
Teraz, kiedy trzymała ten lekki strzęp materii i metalu w dłoniach wydawał jej
się dziwnie mały jak na symbol poświęcenia wiosce, pokonanych trudności i
wszystkich tych przeżytych przygód. Symbol walki i nadziei, dzieciństwa i
planów na starość. Symbol miłości i przyjaźni. Symbol całego jej
dotychczasowego życia. Przejechała palcem po wyrytym na nim znaku. To tylko
kawałek metalu... tylko.. Przeszłość.
- Sakura... - głos Naruto wyrwał ją z zamyślenia.
Opaska ninaja wypadła jej z dłoni i głucho uderzyła o blat
biurka. Jestem cywilem - pomyślała Sakura Haruno patrząc w błękitne, smutne
oczy najlepszego przyjaciela. Długie, męczące operacje, zapach krwi i żelaza,
ból i strach - to wszystko było już za nią. Jestem wolna - zdała sobie sprawę,
szybko jednak w miejsce ulotnego widma wojny i nieludzkiego wysiłku pojawiła
się pustka. Nie było już powodów dla których musiała zrobić cokolwiek ze swoim
życiem. Nie było sensu mierzenia się ze swymi demonami skoro jedyne, co mogła
tym osiągnąć to przedłużenie marnej, nic nie wartej egzystencji. Nie było celu. Jestem nikim.
- Proszę o pozwolenie na opuszczenie wioski, wielmożny
hokage. - Spokojnie wypowiedziane słowa zabrzmiały w uszach Naruto jak obelga.
Teraz jednak nie mógł jej zatrzymać - odbierając jej stanowisko medyka spalił
za sobą wszystkie mosty. Nawet opuszczając Wioskę w stanie wojennym Sakura nie
popełniałby zdrady stanu i nie stałaby się missing ninaja skazując się na
śmierć, a jedynie wykroczenie karane grzywną ze względu na status cywila. Pomoże jej chociaż w tym.
- Udzielam. - Bez słowa obróciła się i skierowała się ku
drzwiom, nie zadając sobie nawet trudu by się pożegnać. Nie obejrzała się za
siebie. Nie widziała bólu w oczach Naruto, tego jak pobladła jego twarz i o
wiele zbyt mocno zaciśnięte w pięści dłonie, jak zagryzł do krwi wargi.
Patrzyła prosto przed siebie, wolno i niepewnie stawiając kroki. Jestem nikim -
powtórzyła w myślach stawiając kolejny krok.
Uzumaki patrzył jak Haruno z wolna prostuje wątłe ramiona i pomyślał, że
jest najodważniejszą osobą jaką znał - samotnie chwytająca życie za rogi dłońmi
z śladami igieł na nadgarstkach. Mam jednak całe swoje życie na to, by stać się
kimś. Przekroczyła próg. Uniosła dumnie głowę i ruszyła do domu. Do Itachiego.
***
W mieszkaniu Sakury wszystko było jak spod igły i to mimo
tego, że mieszkała w nim już od dłuższego czasu. Nieużywana sofa, puchaty dywan
po którym nikt się nie przechadzał, świecąca pustkami kuchnia... Itachi czuł
się tu jak w udającej prawdziwy dom ekspozycji w jakimś większym domu
towarowym. Jedynie sypialnia sprawiała wrażenie jako tako zamieszkanej -
głównie przez piętrzące się na podłodze niedopałki papierosów ledwie widoczne w
nikłym świetle przezierającym się przez grube aksamitne zasłony.
Właśnie to pomieszczenie lubił najbardziej choćby za sam fakt, że widoczna w nim była jej obecność. Duch Sakury był w skotłowanej podczas koszmarnych snów pościeli, w rozrzuconych podczas bezsennych nocy niedopałkach, w zakrwawionych ubraniach, które rzucone w kąt spokojnie czekały na pranie. Rozbebeszona szafa z ubraniami i rozłożone na podłodze zwoje tylko dopełniały wrażenia artystycznego nieładu. Jedynie mała szafeczka nocna wyglądała porządnie do niej też skierował swe kroki i bez żenady zajrzał do środka. Kilka butelek sake, nieco kurzu, dwie pełne i jedna do połowy pusta paczka papierosów, niedojedzone, zgnite jabłko... I dość duże pudełko wypchane po brzegi strzykawkami. Sięgnął po jedną i powoli obracał w dłoniach, a przeźroczysty, nieco rzadszy od wody płyn zachlupotał cicho w plastikowym tłoczku.
Drzwi wejściowe trzasnęły - to Sakura wróciła już z
spotkania z Naruto. Uchiha odbył swoje już rano nie był więc ciekaw jego
wyników. Zwykle tak przyjacielski hokage nie pozostawił mu zbyt wiele do wyboru. Alternatywą sądu za podejrzenie o szpiegostwo (śmiechu warte!) było niezwłoczne opuszczenie po cichu wioski. Schował małą strzykawkę do kieszeni i sztywno przysiadł na łóżku, zamykając nogą szafkę. Odgłos ściąganych w małym, ciemnym przedpokoju butów zastąpiły trudny do
uchwycenia dźwięk szybkich kroków na kafelkowej podłodze przytulnej kuchni.
Głuchy dźwięk otwieranej lodówki i ciche "cholera" sprawiło, że
Uchiha zrozumiał, że obiadu dziś nie będzie. Po chwili stała już przed nim w
drzwiach sypialni.
- Jaką karę dostałaś tym razem? - Itachi Uchiha nie był człowiekiem, który wierzył w sens powitań. Prychnęła.
- Dzięki tobie i Sasuke - podkreśliła, przestępując z nogi na nogę - zabrali mi prawo do wykonywania zawodu.
- Biorąc pod uwagę ilość ofiar ostatnich ataków odbieranie sobie dobrze wyszkolonego medyka to strzał w kolano... - mruknął. Itachiego zawsze bawił brak logiki w działaniach starszyzny, Sakurze nie było jednak do śmiechu.
Parsknęła jak wściekły kot i chcąc oprzeć się o framugę drzwi zahaczyła o wystającą listwę i lekko zadrasnęła się w ramię. Syknęła z bólu i mimowolnie wzdrygnęła się na widok pojawiającej się krwi.
- Dzięki tobie i Sasuke - podkreśliła, przestępując z nogi na nogę - zabrali mi prawo do wykonywania zawodu.
- Biorąc pod uwagę ilość ofiar ostatnich ataków odbieranie sobie dobrze wyszkolonego medyka to strzał w kolano... - mruknął. Itachiego zawsze bawił brak logiki w działaniach starszyzny, Sakurze nie było jednak do śmiechu.
Parsknęła jak wściekły kot i chcąc oprzeć się o framugę drzwi zahaczyła o wystającą listwę i lekko zadrasnęła się w ramię. Syknęła z bólu i mimowolnie wzdrygnęła się na widok pojawiającej się krwi.
- Bolało? - zapytał przyglądając się bacznie jej niewesołej minie.Westchnęła, wiedząc, że mężczyźnie nie chodzi o małą rankę na ramieniu, a o zniszczenie relacji z hokage.
- Zawsze jest jakiś ból. - stwierdziła zamyślona, nerwowo
przeczesując dłonią włosy; brak ochraniacza sprawiał, że czuła się naga.
- Nawet kiedy nikt nie próbuje cię zabić, życie bywa
skomplikowane - stwierdził filozoficznie Uchiha i zrobił jej miejsce na łóżku. Zrezygnowana usiadła obok niego. Mimo, że nie robili tego już pierwszy raz siedzenie w tak jednoznacznym
miejscu z Uchihą sprawiało, że miała ciarki na plecach - sposób w jaki na nią
patrzył, wyraz jego pociągłej,bladej twarzy, którą przecinał kpiący o uśmiech,
dodający tylko jego posiadaczowi jakiegoś magnetycznego uroku. Delikatnie
przesunęła się kilka centymetrów w jego stronę.
- Co planujesz? - rzucił, patrząc na nią badawczo. Zbladła i
nerwowo przeczesała włosy.
- Hę? - wydukała. Itachi wyciągnął rękę i delikatnie
przejechał nią po jej włosach przy okazji zagarniając niesforne różowe kosmyki
za ucho Haruno. Zadrżała pod jego dotykiem. Wyblakłe zielone oczy spojrzały na
niego z ciekawością. Jeszcze nie.
- Co planujesz zrobić ze swoją przepustką? - Szelmowsko
zmrużył oczy, nie przestając się uśmiechać. - Bo zakładam, że podobnie jak ja
dostałaś ciche pozwolenie na opuszczenie wioski. Zapalisz?
Zmarszczyła brwi, ale przyjęła przypalonego już papierosa i
zaciągnęła się. Teraz mogła się odprężyć. Przeciągnęła się i oparła o wezgłowie łóżka. Z Itachim
wszystko było łatwiejsze. Jego nienachalna obecność przy niej zdawała się być
taka...Naturalna.
- Czyżbyś miał jakieś plany, Itachi Uchiha? - zapytała
nonszalancko. Wypuścił dym z ust i delikatnie strzepnął wypalony popiół do
kubka stojącego na szafce nocnej. Uśmiechnięta buźka wymalowana na naczyniu
zdawała się patrzyć na niego z rozbawieniem i litością.
- Myślałem o Sasuke - wyznał, bawiąc się poszewką w
różyczki, której Sakura szczerze nie znosiła, a którą kupiła jej kiedyś matka w
jednej z swych podróży. Skinęła głową by mówił dalej. - Naruto wysłał go na
pożal się boże misję wywiadowczą, choć wszyscy wiemy, że mój młodszy brat
prędzej wstąpi do zakonu niż porzuci wyrównanie rachunków z Suigetsu na rzecz
szukania wrogich oddziałów w dawno zapomnianych przez bogów i ludzi osadach.
Ten jego dawny kompan... Myślę, że wiąże się za tym coś głębszego. Sasuke może
potrzebować mojej pomocy.
- Mamy mu... pomóc? -
Sakura zdawała się być tak zdziwiona podobną koncepcją, że pozwoliła by popiół
z papierosa spadł na purpurowy dywan. Itachi uśmiechnął się sardonicznie.
- Niektórzy twierdzą - Tu skinął głową w jej stronę - że dla
mojego brata najtrudniejszym słowem jest "przepraszam", jednak jeśli
poznać go trochę lepiej okaże się, że to "pomóż" nie może mu przejść
przez usta.
***
Sasuke był sam. Po raz kolejny.
Samotność jakiej doświadczał na tym zapomnianym przez bogów i ludzi leśnym wygwizdowie działa na niego kojąco, była balsamem na znużoną zbyt długim przebywaniem w Wiosce Ukrytej w Liściach i zmęczoną masakrą jaka dokonana została w dzień jego urodzin duszą. Zdaniem Sasuke Naruto wyrządził mu niemałą przysługę wręcz wykopując go z wioski, zaledwie kilka godzin po tamtym okropnym zdarzeniu. Dzięki temu uniknął uczestnictwa w pogrzebach, morza nieszczerego żalu i łez, które niewątpliwie musiałby wylać by udobruchać Konoszan. Dzięki wstawiennictwu Sakury udało mu się wyjść z całej sytuacji bez szwanku, jedynie z małym podejrzeniem o spisek, zdradę wioski i szpiegostwo. Wciąż jeszcze był pod wrażeniem tego, jak dawna koleżanka z drużyny stanęła murem za nim i Itachim. Sasuke bardzo był ciekaw na ile miały na to wpływ podchody do medyczki jego starszego brata, a na ile jej (niewątpliwa przecież!) słabość do niego, Sasuke, która to trwała już od dzieciństwa.
Długo jeszcze oddawałby się podobnym rozważaniom, idąc tym ciemnym leśnym traktem, gdyby nie dochodzący z gęstwy lasu pisk, przeciągły, urywany przywodzący mu na myśl zaszczute zwierzę lub płaczącą kobietę. Zdecydowanie ruszył w kierunku hałasu, wprawnie przezierając się przez chaszcze i niskie gałęzie liściastych drzew. Nie był niepoprawnym altruistą, nie liczył na to, że pomoże niewieście - prędzej miał nadzieję na zabicie nudy i ukaranie ewentualnych przeciwników za zakłócanie jego spokoju. W miarę jak im dalej wchodził w gęstwę drzew i krzewów tym urywane jęki zyskiwały na sile i stawały się coraz bardziej nieludzkie. Wbrew sobie przyspieszył kroku, pozwalając by gałęzie chłostały mu policzki a maleńkie cierniowe gałązki czepiały się o ubranie.
Zwolnił i przystanął zdając sobie sprawę, że jest już na miejscu i cicho wyjął katanę zza pasa czujnie rozglądając się wokół - w krzakach nieopodal zauważył jakiś ruch.
Rudy kłębek czegoś zaszczekał płaczliwie i po raz ostatni spróbował wyrwać się z potrzasku dokumentnie rozrywając sobie przy okazji mięśnie nogi. Sasuke podszedł bliżej teraz już spokojnie rozcinając krzaki kataną.
A więc nie ma tu nikogo - zauważył z ulgą, widząc, że głos cierpiącej kobiety był tylko piskiem lisa schwytanego w sidła. Samotność... jakże za tym tęskniłem - pomyślał młody Uchiha. Największe kłamstwa zostawiamy bowiem dla samych siebie. Spokojnie pochylił się nad cierpiącym zwierzęciem i delikatnie pogłaskał je po grzbiecie. Brązowe ślepia lisa pełne były bólu, jednak Uchiha zauważył w nich też coś z błagania, z pierwotnej prośby o uwolnienie od cierpienia, Lis szczęknął płaczliwie.
-Spokojnie, mój mały... - mruczał uspokajającym tonem, gładząc lśniące rude futerko przy akompaniamencie jęków zwierzątka - spokojnie...
Katana opadł na czaszkę zwierzęcia nagle i niespodziewanie, dając mu rychłą i niemal bezbolesną śmierć. Krew lekko trysnęła na białą koszulę Uchihy, który na ten widok skrzywił się nieznacznie.
- Przynajmniej już cię nie boli, mój mały - zwrócił się do zwłok, wycierając jednocześnie ostrze o futro zwierzęcia. - Przynajmniej już jesteś cicho..
Tak jak się tego spodziewał lis nie odpowiedział, choć w jego oczach Sasuke dostrzegł niemy wyrzut. Źle ze mną - pomyślał z rozbawieniem - Źle ze mną, skoro tłumaczę się zwłokom. Oczywiście, mógł zabrać ranne zwierze do lecznicy, czy nawet wykurować je o własnych siłach. Ale nie chciał się przywiązywać, bał się rozczarowania i niepewności związanych z opieką nad inną istotą, z troski, Nie chciał by coś go spowalniało. Nie potrzebował towarzystwa, a jedynie jasno wytyczonego celu. Tak mu się przynajmniej wydawało.
Sasuke pogrążył się w ciszy i samotności. Po raz kolejny.
***
Widok ze wzgórza był znakomity, a promienie zachodzącego
słońca leniwie zatapiającego się w potężnych koronach drzew na skraju
widnokręgu tylko dodawały mu uroku. Przystanęli by niemo pożegnać się z wioską.
Kolejny etap życia dobiegał końca. Bo przecież nie możesz się rozwijać, jeśli
ciągle określa cię ten sam zbiór zastygłych w bezruchu chwil, do których wciąż
powracasz. Może jedyny sposób by żyć to ucieczka? Ciągle do przodu... Westchnęła.
Twarze wyryte w skale patrzyły na nią obojętnie i obco,
jakby zdawały sobie sprawę z tego co zamierza zrobić, a pola treningowe, szpital
czy ten tak wiele kiedyś dla niej znaczący park wręcz przyzywały ją i nęciły
możliwością powrotu, zakopania się w starym, wygodnie obojętnym życiu.
- Kocham to miejsce - powiedziała z prostotą Sakura patrząc
na rozciągający się przed nią obraz Konohy. Z dala nie widać było zniszczeń a
jedynie ciemne smugi dymów - jedyne skazy na idyllicznym widoczku rodem z
pocztówek. Przez jedną krótką chwilę pozwoliła sobie na wspomnienie miejsca,
którym Konoha była kiedyś. D o m. Niezniszczony, niezszargany wichrami wojny,
nie skąpany we krwi niewinnych. D o m. Pełen ludzi, którzy już dawno nie żyli,
przyjaciół i och, jakże kochanych wrogów-rywali. D o m. Miejsce, którego już
nie ma.
- Zbyt dużo tu ANBU. - Uchiha skinął głową w stronę dość
jeszcze oddalonego oddziału patrolującego okolice wioski. Zmrużyła puste
zielone oczy nie odrywając wzroku od wioski i poprawiła szelki dużego, czarnego
plecaka.
- Wrócimy tu jeszcze.
Ruszyli na zachód. Za nimi był dom a przed nimi było
wszystko.
***Zgodnie z obietnicą oto napisany dla was naprędce rozdział mikołajkowy. Nie mam pojęcia czy Wam się spodoba - po tak długiej przerwie od pisania pewnie nie idzie mi to tak dobrze jak kiedyś. Jeszcze raz bardzo dziękuję za motywację - nie ma chyba nic lepszego niż wiedzieć, że to co się pisze dla przyjemności naprawdę jest przez kogoś docenione. :)
Kolejny rozdział ukarze się mniej więcej w między świętami a Nowym Rokiem :)
Ekhem, tak inspirowałam się pewną piosenką pisząc ten rozdział ^^
Wróciłaś!
OdpowiedzUsuńRozdział oczywiście za krótki! Ale nie mogę się doczekać kolejnego:-)
Pozdrawiam:-)
Czekałam na to *.* dobrze, że jesteś :)
OdpowiedzUsuńWitam:-)
OdpowiedzUsuńBardzo cieszę się, że wróciłaś:-)
Pozdrawiam:-)
p.s. Kiedy możemy spodziewać się nowego rozdziału?:-)
Dziękuję, to miłe :) Myślę, że za jakiś tydzień powinnam dodać coś nowego.
UsuńCzekam! :-D
UsuńBonnie,
OdpowiedzUsuńnapisałaś, że przy pisaniu rozdziału inspirowałaś się pewną piosenką. Mogłabyś podać tytuł tej piosenki?:-)
Jasne, że tak :) "In the Woods Somewhere" Hoziera (część z Sasuke i lisem). Jest też malutkie nawiązanko do "Wrócimy tu jeszcze" Happysad (pożegnanie z wioską) :)
UsuńDziękuje za odpowiedź:-) Napewno przesłucham:-)
UsuńHej, kiedy możemy się spodziewać kolejnego rozdziału? :)
OdpowiedzUsuńJeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem to jutro, góra pojutrze :)
UsuńŚwietna wiadomość:-)
Usuń